Wirusowe zapalenie wątroby typu C wierzę, że mam już definitywnie za sobą.
Minął właśnie rok od dnia, kiedy po 6 miesiącach od zakończenia terapii przyszedł czas na wykonanie kontrolnego badania na obecność wirusa, a wynik brzmiał: "NIE WYKRYTO WIRUSA".
Długie 11 miesięcy terapii antywirusowej Interferonem i Rybawiryną dało mi nieźle w kość. Całe leczenie przeszłam "po krawędzi" - jak podsumował mój lekarz prowadzący. Ale wytrwałam, terapii nie przerwano. Jeśli kiedykolwiek ktoś mnie zapyta, czy warto było się tak męczyć, to mimo wielu skutków ubocznych leczenia, zdecydowanie odpowiem TAK.
Szczęśliwi Ci, którzy obecnie są objęci programem leczenia WZW typu C. NFZ zatwierdził i refunduje leki, które przede wszystkim mają większą skuteczność, niszczą wirusa, (a nie tak jak Interferon, niszczy wszystko co popadnie, zarówno to złe jak i to co dobre w naszym ciele), a sama terapia trwa jedynie kilka miesięcy. Większość pacjentów nie jest wyłączona z życia zawodowego. Skutki uboczne praktycznie zerowe.
Niesamowite jest to, że podczas leczenia nauczyłam się słuchać własnego organizmu. Wręcz prawie nieomylnie odczytywałam, co mi szkodzi, a co mi pomaga. Tak mam do dziś. Wiele dowiedziałam się o odporności, o mechanizmach które kierują moim ciałem, o zależnościach między organami i wpływie żywienia na regenerację w trakcie terapii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz