Ciasteczka na każdą okazję. Na drugie śniadanie lub podwieczorek, na smakołyk w locie lub składnik zestawu na wycieczkę. Wiem, zdjęcie nie jest majstersztykiem, może nie zachęcać, ale wierzcie mi, ciasteczka są cool ;-)
składniki
100 g suchej kaszy jaglanej (około 2 szklanek gotowanej)
100 g surowej dyni
1/2 szklanki wiórków kokosowych (można dać więcej :-) )
1/2 szklanki pestek słonecznika
1/2 szklanki mleka roślinnego bez cukru <u mnie sojowe>
1/2 szklanki miksu bakalii <u mnie dzisiaj rodzynki, pokrojone daktyle, 2 łyżeczki kandyzowanej skórki pomarańczy-kandyzowałam w cukrze kokosowym>
1 łyżeczka esencji migdałowej (można ominąć-tak dodałam z rozpusty)
1-2 łyżki syropu klonowego (można ominąć)
2 łyżki zmielonego siemienia lnianego
1 łyżeczka oleju, który znosi wysokie temperatury (opcja-ja nie dodałam)
Wykonanie
Pestki słonecznika zalewam gorącą wodą do namoczenia. W tym czasie gotuję kaszę, no chyba że mam ugotowaną, to biorę się za krojenie dyni. Kroję ją w małe, nieregularne kostki. Można ją zetrzeć na tarce...jak komu wygodniej. Przygotowuję bakalie i siekam daktyle. Do miski umieszczam wystudzoną kaszę jaglaną, mleko roślinne, ewentualnie syrop i esencję. Całość miksuję ręcznym blenderem na gładką masę. Odsączam i wysuszam pestki słonecznika. Do miski dorzucam pozostałe składniki i dokładnie mieszam. Masę pozostawiam na 10-15 minut by siemię lniane zaczęło wiązać. Mieszam jeszcze raz. Masa powinna być dość gęsta. Niestety jest trochę kleista, dlatego zakładam rękawiczki i kręcę małe kulki, które lekko spłaszczam, po czym wykładam je na blachę z papierem do pieczenia. Z tej ilości wyszło mi chyba 20 sztuk. Nie pamiętam dokładnie bo zaczęłam "próbować" jeszcze ciepłe. Wstawiam do piekarnika na 150 stopni z grzaniem góra/dół i piekę 20-25 minut. Ostatnie 5 minut włączam termoobieg. No i takie lekko chrupiące i bardzo sycące, nie za słodkie, a jednak słodkie, zostawiam na kratce do ostygnięcia. No i koniecznie za chwilkę trzeba chociaż dwie sztuki capnąć no i częstować, częstować, częstować ;-)