Namierzyłam trasę rowerową, która wiedzie starą drogą kolejową. Nawierzchnia częściowo asfaltowa lub betonowa, lecz zdecydowana większość jest szutrowa.
Start na starej stacji kolejowej w Murwillumbah a koniec w Crabbes Creek Station.
Trasa w dwie strony liczy 48 km przez lasy, pola, mosty, małe wioski, miasteczka, farmy, parki, dwa tunele. W miejscach starych stacji stoją tablice opowiadające o historii danego rejonu. Każdy przystanek posiada zadaszenie i miejsce do odpoczynku.
Większość z nich mieści się na obrzeżach lub przy skrzyżowaniach dróg. Dwa z nich usytuowane są w centrum wioski i miasteczku. Jest tam możliwość skorzystania z toalety, odpoczynku na trawie, ławeczkach, napicia się kawy rozmawiając z innymi, przekąsić coś lokalnego.
Jeden z przystanków mieści się przy farmie, która uprawia warzywa metodą hydrofoniczną.
Po drodze, część okolicznych gospodarzy, oferuje swoje świeżo zerwane owoce i warzywa. W kilku miejscach, w zielonej przestrzeni, można zatrzymać się i zjeść burgera czy roślinne dania.
Na początkowej stacji mieści się serwis jak i wypożyczalnia rowerów. Wypożyczenie roweru na 4 godziny kosztuje 30 dolarów (wraz z kaskiem).
Rano zrobiłam sobie placki z mąki z ciecierzycy
zapakowałam orzechy, jabłko i wodę, wzięłam latarkę i okulary. Pogoda zapowiadała się idealnie, częściowe zachmurzenie i trochę wiatru. Na stacji dobrałam rower oraz kask i ruszyłam w drogę.
Oglądając stare zdjęcia mijanych miejsc, poznając ich historię, wyobrażałam sobie że jadę pociągiem. Fajnie było sobie tak jechać i przenosić się w lata XIX i XX wieku. Dużo się zmieniło. Mijałam gospodarstwa i domostwa z powszechnie rozwiniętą metodą pozyskiwania wody deszczowej.
W oddali nieustannie towarzyszył mi Mont Warning i pobliskie wzgórza.
Mijałam pasące się krowy i chowające się w trawie konie.
Stokers Siding, to urocza wioseczka z małą pocztą, w której mieści się wiele. Jest kafejka, sklepik, jedzonko, używana odzież, miejsce gdzie można zostawić nadwyżkę swojego jedzenia lub skorzystać z tego dobrodziejstwa. Wszystko w jednym i bardzo przyjaznym miejscu. Żaden rowerzysta, łącznie ze mną, nie potrafił oprzeć się, by tam się zatrzymać.
W wiosce mieści się bardzo dobra i znana szkoła Stokers Siding Public School .
Obecnie żyje i tworzy tam wielu artystów z różnych dziedzin.
Poczułam unikalną atmosferę tego miejsca.
Aborygeni i ich kultura są niezaprzeczalnie częścią australijskiej krainy. Mieli i mają znaczny wpływ na toczące się życie. Od wielu lat walczą o równe prawa i szacunek dla swoich zwyczajów i rytuałów.
Kolejnym ciekawym miejscem po drodze był prawie 300 metrowy Burringbar Tunnel. Bez latarki dość trudny do przejścia czy przejechania. Mieści się on w okolicach leśnych, a to znaczy, że można w nim spotkać węże i inne stworzenia. Dla obopólnego bezpieczeństwa warto oświetlić sobie drogę.
Przed tunelem spotkałam kobietkę narzekającą na brak latarki. Stwierdziła, że poczeka tutaj na męża, zje drugie śniadanie itd..., że boi się przejechać przez ciemny tunel. Zaproponowałam, by pojechała za mną. Zapewniłam ją, że mam porządną latarkę, która daje bardzo dużo światła. ( Na kierownicę zaplotłam moją czołówkę, którą zabieram w góry). Nawołując się przejechałyśmy na drugą stronę gdzie czekał jej towarzysz.
W Upper Burningbar ukazała mi się dość duża farma z hydrofoniczną uprawą warzyw. Od kilku lat interesuję się tym kierunkiem uprawy i cieszę się, że miałam okazję z bliska trochę popodglądać.
Burringbar Station to kolejny przystanek i ciekawe miasteczko ze sporym parkiem w centralnej części. Dużo miejsca do czilowania na trawie, pod drzewami.
Kilka sklepów i kafejek, pralnia, apteka, antykwariat, dwa puby, poczta i stacja benzynowa. Mieszkańcy uśmiechnięci i mili (jak ja to lubię, swobodnie, przyjaźnie i bez ciśnienia ).
Przez krótki tunel
pomknęłam na ostatnią stację Crabbes Creek. Odpoczęłam, zjadłam placki i ruszyłam w drogę powrotną.
W drugą stronę jechałam bez zatrzymywania się. Świeciło słońce, wiatr dmuchał w plecy, więc pozwalałam sobie na szybszą jazdę z górki oraz na prostych odcinkach. Na stację w Murwillumbah przyjechałam przed umówionym czasem. Gdy zsiadałam z roweru moje kolana przez chwilę nie wiedziały co robić. Uśmiechałam się do siebie kiwając się na boki. Po chwili energia równo rozeszła się po całym ciele i wszystko było już w porządku. Poniżej drzwi, które prostotą pomysłu mnie ujęły.
Wycieczka dała mi dużo frajdy. Polecam ☺
Dla ciekawskich historia okolic trasy prosto z tablic, wszystkie w jednym miejscu :-)