Trudno mi ocenić ile czasu zajęło mi dostanie się na wzgórze, droga zaczęła się lekko rozszerzać, a na jej końcu z oddali zobaczyłam dom.
Po lewej stronie minęłam zniszczoną szopę z wieloma klamotami w środku. Zauważyłam wysokie drzewo z dziuplą o bardzo interesującym kształcie i postanowiłam zrobić zdjęcie. Wcześniej przyjrzałam się uważniej i zauważyłam, że w środku coś się rusza. Przybliżyłam obraz w telefonie i zobaczyłam goanę, która bacznie mnie obserwowała. Pomyślałam, że pilnuje domu ;)
Miejsce okazało się wyjątkowe. Dom usadowiony na otwartej przestrzeni, okolony lasem, z widokiem na jedne z najwyższych wzgórz w okolicy.
Musiał być tu kiedyś piękny ogród, który tworzył miejsce do spotkań lub odpoczynku. Posadzone rośliny żyły teraz swoim życiem.
Zostawienie niezamieszkałego domu bez opieki w takim miejscu zapowiada jego niszczenie. Roślinność otaczającego lasu nieuchronnie powiększa swoją ekspansję. Zajrzałam do środka przez okna. Dom wyglądał na porzucony, niechciany... Przykro było patrzeć.
Obeszłam teren dokoła i ruszyłam dalej szukając kontynuacji drogi. Ścieżka była bardzo zarośnięta. Zastanawiałam się w jaki sposób właściciele tutaj się dostają. Przez dłuższy czas było płasko, zataczałam pętlę, która zaczęła prowadzić na dół. Szłam powoli rozglądając się na boki i pod nogi, ale kompletnie zapomniałam patrzeć się nad głowę. Co chwilę wchodziłam w pajęczynę, raz na poziomie nóg, raz na poziomie rąk. Znalazłam patyk, który zaczął pełnić rolę odganiacza. I tak zapatrując się na rośliny wpadałam co rusz to w kolejną pajęczynę. Nagle zatrzymałam się na żółtej pajęczynie. Była sprężysta, mocna i bardzo klejąca. Patykiem machałam jak Frodo mieczykiem. Nie chciałam wiedzieć jaki pająk uplótł tą sieć. Gdy wyzwoliłam się z pułapki zaczęłam usuwać resztki pajęczyny. Oj nie było to łatwe. Nie oglądając się za siebie byłam już bardziej czujna. Od tej pory omijałam wszystkie pajęczyny. Spotkałam pająka, w którego sieć nie weszłam. Uff...
Zejście w dół nie było tak strome jak wejście na początku wycieczki. Dochodząc do strumienia, w głębi zarośli zauważyłam drzewo z pomarańczowymi owocami. Była to persymona, inaczej kaki. Nie zastanawiając się zerwałam dwa owoce i ruszyłam dalej, w stronę domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz