Bardzo ciekawski gościu lub gościówa, no cóż, nie potrafiłam jeszcze odróżnić. Przechadzając się wkoło domu normalnie czułam się śledzona :).
Po śniadaniu zebraliśmy się sprawnie i wyruszyliśmy do miasteczka Murwillumbah na zakupy. Pierwszy przystanek to hinduski sklep, a w nim przede wszystkim warzywa, owoce i mąka z cieciorki. Drugi punkt to sklep budowlany z akcesoriami do malowania i prac remontowych.
Wróciliśmy do naszej doliny. Wczesnym popołudniem wyszliśmy na spacer wzdłuż strumienia. Las deszczowy wyżywi nie jedno zwierzę i nie jednego człowieka. Do tej pory udało mi się wyszukać bananowce i drzewa z owocami kaki czyli persymoną. Nieustannie podziwiam drzewa, szczególnie te z białymi pniami.
Po powrocie wzięłam się za pracę i zaczęłam pomagać przy przeglądaniu starych farb, sprawdzaniu ich jakości, opisywaniu etykiet. Jedną z półek wyczyściłam i poustawiałam na niej wszystkie dobre farby. Na gwoździu zawiesiłam worek, do którego wrzucałam nienadające się do niczego farby i różne nieprzydatne czy zepsute akcesoria. W planie jest między innymi malowanie wnętrza pomieszczenia zwanego STUDIO, gdzie każdego rana odbywają się medytacje.
We wtorek obudziłam się o 7:30 i poszłam medytować. Dzień minął pracowicie. Skończyłam drugą część sortowania farb i wzięłam się za "grabienie liści".
No tak, duże drzewa to i duże liście :). Gdy taki liść spada z drzewa robi się wielki hałas. Przycinałam również kwitnący krzew, który był uwięziony w uschniętych grubych gałęziach. Zebrane liście i gałęzie będą częścią kompostu. Brałam udział również tworzeniu kompostownika metodą DIY, próby niebawem.
Gdy tylko skończyliśmy z prototypem zaczął padać deszcz. Zorientowałam się, że tylko wtedy gdy pada deszcz dzwięki lasu ucichają. Padało całą noc .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz